Zwolnienia z lekcji wychowania fizycznego stały się plagą naszych czasów. W niektórych szkołach korzysta z nich nawet 25% uczniów. Dla wielu z nich WF to istny koszmar. Dlaczego? Czy niechęć do aktywności fizycznej jest wyniesiona z domu, czy też winę ponoszą szkoły, które są nie najlepiej przystosowane do organizowania zajęć sportowych? Z czego składają się lekcje WF-u w szkołach? Zazwyczaj z biegów na czas, przysiadów na czas, brzuszków na czas, a przy tym wszystko to na ocenę. Nic więc dziwnego, że uczniowie nie znajdują w nich przyjemności i niechętnie biorą w czymś takim udział. W ponad 11 tysiącach placówek oświatowych zajęcia wciąż odbywają się na korytarzach lub w pomieszczeniach zaadoptowanych (typu: piwnica), a uczniowie często przebierają się w klasach lub na korytarzach. Takie warunki na pewno nie motywują młodych ludzi do regularnego uczęszczania na zajęcia sportowe. Świadczy o tym ilość nieobecności na lekcjach WF-u. Innym problemem jest organizowanie wyłącznie zadań polegających na rywalizacji. Oczywiście tego typu ćwiczenia są bardzo ważne, jednak nie mogą być jedyną formą zajęć. Konsekwencje takiego prowadzenia WF-u widoczne są szczególnie w młodszych klasach, gdzie uczniowie jeszcze długo po zakończeniu lekcji obwiniają się nawzajem o niepowodzenie w grze. W okresie dorastania pojawia się przeszkoda jeszcze większa niż wszystkie powyższe, mianowicie kompleksy. Wielu uczniów, a szczególnie uczennic, wstydzi się swojego ciała, a co za tym idzie przebierania się w szatni i paradowania w krótkich spodenkach. Boją się uzyskania ksywki „szkielet” czy też „grubas” i zrobią wszystko, by uzyskać zwolnienie z WF-u. Często zdarza się, iż uczniowie z wysokimi ambicjami, uzyskujący wysokie oceny przedmiotowe, którzy są przy tym często niezdarni podczas zajęć sportowych, nie cierpią WF-u, bo zaniża im średnią ocen.